Bułeczki te można zrobić w ciągu jednej godziny, jednak dla mnie przygotowanie ich zajęło więcej czasu. Nie, nie twierdzę, że jest to niewykonalne, tylko napotkałam na pewne trudności. Najpierw drożdże nie chciały mi rosnąć, a potem ciasto wyszło za rzadkie. Oczywiście dosypałam mąki, ale od razu musiałam dociec dlaczego tak się stało. Korzystałam z przepisu wypatrzonego na blogu Kornika, nie porównując wcześniej z oryginałem (bo i po co, skoro Kornikowi wyszły piękne bułeczki). Jak się okazało w oryginale było podane więcej mąki. W sumie nic się nie stało (często dosypuję mąki "ponadprzepisowej"), ale po raz kolejny przekonałam się, że receptura swoją drogą, a każdy i tak dodatkowo powinien dostosować ją (z różnych przyczyn) do własnych potrzeb i możliwości ;-)
W każdym bądź razie bułeczki wyszły bardzo smaczne - mięciutkie, choć nie puszyste (raczej sprężyste) i lekko wilgotne. Dosyć długo zachowujące świeżość.
P.S. Nie posypywałam ich po wierzchu ziarnami i na zdjęciu wyglądają jak wielkanocne jajka ;-)
W każdym bądź razie bułeczki wyszły bardzo smaczne - mięciutkie, choć nie puszyste (raczej sprężyste) i lekko wilgotne. Dosyć długo zachowujące świeżość.
P.S. Nie posypywałam ich po wierzchu ziarnami i na zdjęciu wyglądają jak wielkanocne jajka ;-)