sobota, 29 stycznia 2011

Krajanka marcepanowo-orzechowa



Odkąd Małgosia pokazała tę krajankę na swoim blogu, nie dawała mi ona spokoju. Wiedziałam, że nie wytrzymam do najbliższych świąt, więc upiekłam ją zupełnie bez okazji. Z wyglądu jest to dosyć niepozorne ciasto, prawie jednolite, ale z tą masą marcepanową smakowało wybornie. Tylko, że trochę za długo je piekłam (chciałam, żeby ładnie się zarumieniło) i wyszło jakby nieco przesuszone. Następnym razem skrócę czas pieczenia, żeby krajanka była bardziej zbliżona do brownie, a wtedy już będzie idealnie.
sobota, 22 stycznia 2011

Przekładaniec drożdżowy



O tym przepisie (wyciętym dawno temu z jakiejś kolorowej gazety) przypomniałam sobie w czasie przygotowań do Świąt, a dokładnie podczas gotowania kompotu z suszu. Zawsze szkoda mi tych owoców, które potem zostają, bo niestety nie ma na nie amatorów. Tym razem postanowiłam, że nie pozwolę im się zmarnować i tuż po Świętach (taaa... zeszło z tym wpisem) upiekłam taki oto przekładaniec. Wyszedł trochę mało słodki i kolorowy, bo przeważały w nim jabłka, ale to już można sobie dopasować wedle uznania (następnym razem na pewno dodam owoców z konfitury, żeby był słodszy). Wierzch posypałam cukrem pudrem, ale myślę, że lukier zdecydowanie bardziej by mi tu pasował (z pączkami też tak mam - wolę lukrowane ;-)
wtorek, 18 stycznia 2011

Sernik mleczny



Przygotowując ten sernik bazowałam na przepisie z Kwestii smaku na sernik szafranowy. W międzyczasie zmieniłam jednak kilka szczegółów, m.in. zrezygnowałam z szafranu i w związku z tym musiałam zmienić też nazwę ;-) Przymiotnik "mleczny" wydał mi się odpowiedni, bo dodaje się do tego sernika mleko skondensowane (słodzone, dlatego nie trzeba już dodawać cukru). Jeśli chodzi o spód, to też w trakcie przygotowywania zmieniłam zdanie i zrobiłam ciasteczkowy zamiast z ciasta kruchego. A wierzch na odmianę posypałam cynamonem, bo przypomniało mi się, że mama zawsze tak robiła :-)
sobota, 8 stycznia 2011

Kaiser Rolls



To jedne z najlepszych bułeczek jakie do tej pory piekłam. Smakowały tak, jak kiedyś rogale ze sklepu (w tym wypadku jest to akurat zaletą, bo bardzo je lubiłam :-) Puszyste i mięciutkie w środku z lekko chrupiącą, sezamową skórką tuż po upieczeniu. Rodzinka jednak nie przepada za sezamem, więc następne będę robiła już bez tych ziarenek.